Rozdział 13
Dzień przed wyjazdem do Wrocławia Magda, Maciek i Michał wybrali się na wycieczkę rowerową malowniczą Dużą Pętlą Nadmorską. Do pokonania mieli prawie czterdzieści kilometrów. Pogoda sprzyjała rowerowym wycieczkom, nie dokuczał nadmierny upał, prognozy nie przewidywały opadów. Magda z przyjemnością wsiadła na swój różowy dwukołowiec. Klara została w Darłówku pod pretekstem przygotowań na przyjazd brata i przyjaciółek, którzy mieli zjawić się następnego dnia w okolicach wieczora.
Zarzyccy jechali podziwiając malownicze widoki, ciesząc się ładną pogodą i stosunkowo małym ruchem na trasie. Co jakiś czas zatrzymywali się aby Magda mogła odpocząć. Na dzikiej plaży zrobili niewielki piknik, a Michał z Maćkiem odważyli się zanurzyć w zimnej wodzie. Trasa kończyła się w Jarosławcu i tutaj postanowili zatrzymać się na późny obiad i odpocząć przed drogą powrotną. Znaleźli przyjemną restaurację i usiedli na drewnianych, ale dosyć wygodnych krzesłach. Rozłożony parasol dawał dodatkowe schronienie przed słońcem. Wybierając dania podziwiali roztaczający się widok na plażę i spokojne morze. Po plaży spacerowały mewy w poszukiwaniu zostawionych przez plażowiczów kawałków pożywienia. Magda zauważyła, że od jakiegoś czasu przygląda im się siedzący przy sąsiednim stoliku starszy mężczyzna. Jegomość ubrany był w ciemnozieloną, hawajską, koszulę, długie bawełniane spodnie, a na głowie miał słomkowy kapelusz. Wakacyjnego wyrazu dopełniał zawieszony na szyi telefon w wodoodpornym pokrowcu. Zarzycka skinęła na męża, ale ten pokręcił głową na znak, że nie kojarzy kim może być zerkający na nich człowiek. Chwilę później zagadka sama się rozwiązała. Mężczyzna podszedł do stolika Zarzyckich i , ku zdumieniu całej trójki, usiadł na wolnym krześle. Potem chwycił dłoń Maćka i zaczął nią energicznie potrząsać.
- Nie mogę uwierzyć – mówił rozemocjonowany – pan doktor. Co za spotkanie. Ja się pana nachwalić nie mogę!
Maciek w osłupieniu i konsternacji podrapał się po karku. Michał zapatrzył się w telefon dusząc się od skrywanego śmiechu. Magda też ledwo powstrzymywała uśmiech. Nie wypadało zachować się inaczej dlatego powściągnęła emocje zakrywając usta dłonią. Widocznie starszy pan był pacjentem Maćka, innego wytłumaczenia być nie mogło.
- Ja panu tyle zawdzięczam – mówił dalej mężczyzna – pan we mnie tchnął nowe życie
- Cieszę się, że mogłem pomóc – powiedział zaskoczony Zarzycki – nie robię nic wielkiego
- Pan mnie pewnie nie poznaje. Balicki. Roman Balicki – nie zrażony milczeniem doktora kontynuował – pan jest mistrzem, prawdziwym cudotwórcą. Pani doktorowa to pewnie jest dumna z męża – zwrócił się do Magdy
- Tak, oczywiście – odpowiedziała na tyle poważnie, na ile była w stanie
- Pan tu wypoczywa z rodziną? Ja też jestem z małżonką na wczasach. Dzięki panu mogę się nimi w pełni cieszyć. Wie pan rybkę zjem, pieczonego ziemniaczka. Już się nie boję, że coś mnie będzie bolało.
Maciek milczał. Pierwszy raz spotkał się z takim uwielbieniem ze strony pacjenta. Nie mógł zaprzeczyć, że nie poczuł się mile połechtany. Zrobiło mu się miło i poczuł, że to co robi ma sens, ale wywód pana Romana trwał już zbyt długo. Zwłaszcza, że kelnerka przyniosła ich zamówienie. Z opresji wybawiła go żona entuzjasty zawodowego talentu doktora Zarzyckiego. Starsza kobieta o pełniejszych kształtach ubrana w powłóczystą kwiecistą sukienkę i również słomkowy kapelusz mający osłonić ją przed słońcem podeszła i chwyciła męża za ramię.
- Roman, daj państwu spokój. Co ty wyprawiasz?
- Halinka, to jest doktor Zarzycki. Mówiłem ci. Cudotwórca. To on mi wyleczył wszystkie zęby.
Pani Halina przyjrzała się Maćkowi.
- Mąż się pana nachwalić nie może. Wszystkim opowiada jakie cuda pan robi. Dzięki panu Romek odzyskał chęć do życia – po chwili zreflektowała się – ale przepraszam za męża, nie będziemy państwu przeszkadzać – to mówiąc pociągnęła Romana za łokieć i zmusiła do powrotu do ich stolika.
Maciej siedział skonfundowany, nie wiedział jak powinien się zachować. Najchętniej wybuchnąłby śmiechem, ale nie wypadało.
- Tata, co to było?! – Michał krztusił się nad talerzem z apetycznie wyglądającym kotletem, porcją frytek i sałatką z czerwonej kapusty. W rodzinie Zarzycki on jeden lubił czerwoną kapustę w każdej postaci – masz wiernego fana – chłopak żałował, że nie było z nimi Klary. Siostra na pewno skomentowałaby zajście w odpowiedni dla siebie sposób. Nie mógł się doczekać aż jej wszystko opowie.
- Twoja sława cię wyprzedza – chichotała Magda
Maciek siedział z szerokim uśmiechem pochylając się nad plackiem o węgiersku. Ziemniaczane danie zajmowało niemal cały talerz i pokryte było bardzo smacznym sosem pełnym duszonego mięsa i warzyw. Doktor w zamyśleniu popijał bezalkoholowe piwo i przez chwilę pomyślał, że dla takich chwil, może i czasem zabawnych, warto codziennie zaglądać ludziom w jamy ustne. Przez lata praktyki starał się nie popaść w rutynę, wciąż podchodził do każdego przypadku z szacunkiem zdając sobie sprawę, że to, co dla niego może być błahostką, dla kogoś może być sprawą na miarę życia lub śmierci. Znowu poczuł sens tego, co robi. Z uśmiechem popatrzył na małżeństwo Balickich.
- No cóż kochanie, jesteś mistrzem – Magda nachyliła się do męża odkrawając sobie widelcem kawałek jego dania i następnie wkładając go sobie do ust.
- W jakiej dziedzinie pani doktorowo? – zapytał patrząc żonie w oczy i znacząco poruszając brwiami. Upił z kufla łyk złocistego napoju nie spuszczając wzroku z kobiety.
- Coś by się znalazło – mrugnęła okiem i zajęła się swoją porcją regionalnych pierogów
- Wy tak na serio? Nie możecie przestać? – Michał z dezaprobatą pokręcił głową
- Ale przestać co? – zapytali jednocześnie Zarzyccy wybuchając śmiechem
- Musicie tak jawnie flirtować? Nie za starzy jesteście? – tym samym wywołał u rodziców kolejny wybuch śmiechu.
Po powrocie do Darłówka Michał opowiedział siostrze zajście w jarosławieckiej restauracji. Klara żałowała, że jej przy tym nie było. Przytuliła się do ojca i wyraziła dumę, że jest córką takiej sławy polskiej stomatologii.
- Klara, uważaj co mówisz. Jak przejmiesz po tacie klinikę to będziesz musiała mu dorównać – śmiał się Michał – będziesz dostawać listy miłosne od wdzięcznych pacjentów.
- O tym nie pomyślałam - zasępiła się dziewczyna. Jej myśli jednak zeszły na inny tor, kiedy zobaczyła zbliżającego się do nich Marcina.
Kiedy odpoczęli po wycieczce Zarzyccy zaczęli pakowanie. Kolejnego dnia czekała ich kilkugodzinna podróż i chcieli wyruszyć jak najwcześniej aby uniknąć korków.
Dodaj komentarz