Rozdział 4.
Maciej Zarzycki na oślep zaczął wrzucać swoje rzeczy do wielkiej walizki. Pobiegł do koordynatora misji z informacją, że natychmiast musi wracać do kraju. Spotkał się z pełnym zrozumieniem i po chwili siedział w taksówce wiozącej go na lotnisko pasażerskie w San Jose. Pędem wpadł do hali odlotów i skierował się do stanowiska linii American Airlines. Za cztery godziny odlatywał samolot do San Francisco, tam będzie musiał znaleźć albo bezpośrednie połączenie do Polski, albo znowu amerykańskimi liniami dostać się do Londynu i stamtąd do kraju. Zdawał sobie sprawę, że czeka go ponad dwudziestogodzinna podróż. W tej chwili nie miało to jednak znaczenia. Liczyło się tylko to aby jak najszybciej dotrzeć do Magdy.
Rodzeństwo Zarzyckich spotkało się pod bramą wjazdową na ich dawne osiedle. Ich młodszy brat, Michał miał już czternaście lat i powoli zaczynał żyć swoim życiem. Lubili się. Kacper często towarzyszył jemu i ojcu w męskich wypadach na ryby, we trzech jeździli na mecze piłki nożnej, siatkówki czy lokalnej drużyny żużla. Widzieli, że ich macocha i ojciec wciąż są w sobie zakochani i traktują się z dużym szacunkiem, nawet jeśli zdarzy im się pokłócić.
Wbiegli po schodach, Klara otworzyła drzwi swoim kompletem kluczy.
W przedpokoju zastali zdenerwowanego Michała. Chłopak miał szerokie ze strachu
- Mama nie pojechała do Poznania, prawda?
Klara z Kacprem spojrzeli na siebie i pokręcili głowami.
- Mama jest w szpitalu – Klara podeszła do młodszego brata – musi mieć operację. My też nic nie wiedzieliśmy.
- A tata? On wie?
- Lekarka Magdy ma do niego zadzwonić.
Na obiad zamówili pizzę, ale nikt nie miał apetytu. Zmęczony emocjami Michał zasnął. Kacper siedział na sofie w salonie. Przed nim stało otwarte pudełko z zimną już pizzą. Klara zrobiła herbatę dla siebie i brata. Sięgnęła po kawałek i zaczęła go bez przekonania gryźć. Nie miała apetytu.
- Pamiętasz jak Magda pojawiła się w naszym życiu? – zapytała cicho
- Pewnie, że pamiętam. Ojciec wtedy oszalał. Pamiętasz, jak śpiewał cały czas?
- Okropnie fałszował – zaśmiała się - Nie wiem co bym zrobiła gdyby coś się Magdzie stało. Niby nie jest naszą matką, a tak jakby była. Tyle razy chciałam do niej powiedzieć „mamo”, a za każdym razem coś mi stawało w gardle. I tyle krwi jej napsułam swoim zachowaniem. Ty nie miałeś z tym problemu – Klara rozpłakała się. Już nie mogła się dłużej powstrzymywać.
Kacper przytulił siostrę. On też uwielbiał swoją przybraną matkę. Odkąd pojawiła się w ich domu, dodała nowej energii i wszyscy odżyli. Być może dzięki niej okres dorastania minął im bezproblemowo. Magda potrafiła rozładować większość napięć. Była sprawiedliwa. Nie zawsze trzymała stronę ojca. Jeśli czuła, że Maciek nie ma racji subtelnie dawała mu to do zrozumienia wstawiając się jednocześnie za Klarą lub Kacprem. Nie mógł zliczyć ile razy dzięki Magdzie udało się uniknąć awantury z ojcem kiedy za późno wrócił z imprezy. W takich sytuacjach Magda wyciągała nabuzowanego Maćka na zakupy albo spacer dając Kacprowi czas na dojście do siebie. Kiedy wracali ojciec był spokojniejszy i zazwyczaj kończyło się krótką pogadanką o szkodliwości alkoholu i papierosów. Kiedy wracali z Klarą z imprezy, w kuchni zawsze czekały na nich termos z ciepłą herbatą, kanapki albo sałatka. Bywało, że czekała też Magda. Mieli niepisaną umowę, że dadzą jej znać jeśli będą chcieli dłużej zostać. Nigdy tego nie nadużywali nie chcąc wystawiać zaufania macochy na próbę. Raz tylko zdarzyło się, że nie poinformowali, że zostają dłużej. Kiedy wrócili nad ranem do domu ojciec spał niczego nieświadomy, a Magda stała w salonie nerwowo wyglądając przez okno. Kiedy w końcu weszli do mieszkania, nie powiedziała nic. Przytuliła ich tylko z ulgą, że wrócili cali i zdrowi. W pokojach zastali pościelone łóżka, butelki z kefirem i tabletki na ból głowy. To był pierwszy i ostatni raz kiedy nie dali znać o zmianie swoich planów. Czasem zastanawiali się czy to, że żona ich ojca była bardziej wyluzowana jest związane z tym, że jest od niego trochę młodsza. Nie dociekali tego jednak ciesząc się, że mają ją po swojej stronie.
Podczas kiedy, zazwyczaj spokojny, ojciec czasem podniósł na nich głos, Magda zawsze zachowywała spokój. Słowa ojca prowokowały bliźniaków do wejścia w dyskusję, a jedno zdanie wypowiedziane spokojnie przez Magdę zamykało tego wszelkie próby.
- Spotkałyśmy się we wtorek na obiedzie – mówiła Klara przez łzy – widziałam, że gorzej wygląda, ale jak ją o to zapytałam to powiedziała, że nic się nie dzieje.
- Nie możesz mieć wyrzutów do siebie. Przecież to nie twoja wina
- Wiem, ale mogłam być bardziej stanowcza. Zadzwonić do taty czy coś.
- I co ojciec by zrobił? Myślisz, że zadzwoniłby i kazał iść Magdzie na badania? Przecież wiesz, że nie. A ona na pewno znalazłaby jakąś wymówkę, że praca, że Misiek.
- Masz rację. Zadzwonię do wujka. Może coś wie.
- Klara. Uspokój się. Jakby coś się działo będą dzwonić.
W tym czasie Maciek miotał się jak schwytany w klatkę zwierz. Magda była w szpitalu. z tego, co powiedziała Beata, było z nią źle, a on tkwił na lotnisku w Ameryce Południowej i czekał na lot do Stanów Zjednoczonych.
Klara i Kacper noc spędzili na kanapie w salonie. Cały czas byli w gotowości na wszelki wypadek, gdyby zadzwonił telefon ze szpitala. Do południa jednak nic się nie działo. Snuli się więc we w trójkę po mieszkaniu bez celu. Nikt nie miał apetytu. Nagle ciszę przerwała melodia wygrywana przez telefon Klary.
- To wujek – powiedziała do braci chwytając za aparat – Halo?!
- Słuchajcie, rozmawiałem z Beatą i znajomym onkologiem. Na razie nic się nie zmienia. Póki co będą ją obserwować i cały czas utrzymywać w śpiączce.
- Możemy do niej przyjechać? – zapytała Klara przez łzy
- Możecie, ale nie wiem czy to ma sens. Ona jest nieprzytomna i to się na razie nie zmieni. Macie wiadomości od ojca?
- Tak, Kacper z nim rozmawiał. Jest w drodze, ale nie wiemy kiedy doleci.
- Rozumiem. No nic. Przyjedźcie jeśli chcecie, ale na salę obserwacji raczej was nie wpuszczą.
- Dzięki wujku.
Po chwili cała trójka wypadła z mieszkania, wsiadła do taksówki i udali się do szpitala. Na oddziale czekał już Przemek i jego żona, ciotka Hania. Uściskali się chcąc dodać sobie nawzajem odwagi. Dzieci podeszły pod drzwi sali, gdzie leżała Magda. Wchodzili pojedynczo, Magda była nieprzytomna więc uścisk jej chłodnej dłoni i pocałunek w czoło musiał wystarczyć.
- Żeby tylko tata zdążył wrócić – wyszeptała Klara i oparła głowę o ścianę za sobą.
W tym czasie Maciek robił co mógł aby przyspieszyć swój powrót do Polski. Czekał na kolejną, już ostatnią na szczęście, przesiadkę na samolot z Londynu do Wrocławia. Przepłukał zmęczoną twarz w lotniskowej toalecie, spojrzał w lustro i nie wierzył, że widzi swoje odbicie. Miał wrażenie, że wciągu tych kilkunastu godzin postarzał się o kilka lat.
- Magda – powiedział bezgłośnie – wytrzymaj. Już do ciebie wracam.
Wytarł twarz w papierowy ręcznik i udał się do poczekalni dla pasażerów oczekujących na boarding. W końcu zajął miejsce w samolocie. Nie zauważył kiedy maszyna wzbiła się w powietrze. Zmęczenie dało o sobie znać i Maciek zasnął. Po dwóch godzinach obudził go sygnał nakazujący zapięcie pasów. Samolot zaczął schodzić do lądowania, w końcu koła Boeinga dotknęły podłoża. Jak w transie odebrał bagaż i popędził na postój taksówek.
Mimo późnej pory wybrał numer Beaty Malickiej. Podjechał pod szpital. Z wielką walizką musiał wzbudzić zaciekawienie ochroniarza i przechodzących przez główny hall osób, ale nie interesowało go to. Zobaczył idącą w jego kierunku kobietę.
- Zostaw bagaż u pana Mirka na portierni – wskazała mu mały kantorek – pozwolę ci wejść do niej tylko na kilka minut. To nie jest pora odwiedzin, ale sytuacja jest wyjątkowa. Magda jest sama na sali. Gdyby nie to nie wpuściłabym cię tam dzisiaj.
- Rozumiem. Dziękuję ci.
- Załóż maseczkę i zdezynfekuj ręce. To wyjątkowy oddział. Sam rozumiesz.
Maciek założył ochronny fartuch, maseczkę i jednorazowe obuwie. Wszedł do pogrążonego w ciemności pokoju. Ciszę przerywało tylko miarowe pikanie aparatury monitorującej stan Magdy. Na łóżku, pod cienkim prześcieradłem dostrzegł szczupłą postać. Przysunął sobie krzesło i dopiero teraz przyjrzał się żonie. Była blada i bardzo szczupła. Długie włosy czarną wstęgą wiły się po bieli pościeli. Bojąc się ją zranić delikatnie ujął jej ułożoną na kołdrze dłoń. Podniósł do ust i pocałował.
- Magda. Skarbie. – mówił cicho przez zbierające się łzy – już jestem przy tobie. Wszystko będzie dobrze, poradzimy sobie. Zobaczysz. Już cię nie zostawię.
Siedział i słyszał jak jego łzy kapią na szpitalną pościel. Pogładził kobietę po wciąż mocnych i grubych włosach. Po chwili poczuł na swoim ramieniu czyjąś dłoń,
- Musisz już iść – cicho powiedziała Beata – przyjdź jutro.
Droga do domu dłużyła się niemiłosiernie. W końcu wysiadł na dobrze znanym osiedlu. Wszedł do windy i wjechał na swoje piętro. Po chwili miał w ramionach trójkę swoich dzieci. Wszyscy mieli załzawione oczy. Rzucili się na ojca i zastygli we wspólnym uścisku. Michał wtulił się w ojca i nie chciał go puścić. Nie musieli nic mówić. Pogrążeni w strachu o ukochaną kobietę każdy robił własny rachunek sumienia. Zastanawiali się co mogli powiedzieć, jak inaczej się zachować, wyrzucali sobie sprzeczki, o rzeczy, które w tej chwili nie miały żadnego znaczenia.
Dodaj komentarz