Rozdział 2
Do niewielkiej torby Magda spakowała najpotrzebniejsze rzeczy. Na wierzchu położyła teczkę z wynikami. Dochodziła prawie północ, mieszkanie tonęło w ciszy. Potoczyła wzrokiem po sypialni. Prawa strona łóżka była równo zaścielona. Od czterech miesięcy na pościeli po stronie zajmowanej przez Maćka nie było najmniejszej fałdki. Na jego nocnej szafce stała tylko lampka. Magda przycisnęła pięści do oczu. Nie była w stanie powtrzymać łez. Otworzyła malutką szufladę przy łóżku i włożyła do niej cztery koperty. Nie wiedziała jak potoczy się leczenie, czy wyjdzie ze szpitala o własnych siłach, czy zabieg się powiedzie. Różne myśli chodziły jej po głowie. Na wszelki wypadek napisała listy do najbliższych. Najbardziej na świecie w tej chwili pragnęła, aby mąż zamknął ją w swoich silnych ramionach, pogłaskał po plecach, powiedział, że wszystko będzie dobrze i zapewnił o swojej miłości. Była pewna, że poruszyłby niebo i ziemię aby zapewnić jej jak najlepsze leczenie. Wykorzystałby wszelkie dostępne mu kontakty, aby mieć pewność, że zrobił wszystko żeby jej pomóc.
Podeszła do okna i popatrzyła na pogrążone w ciemności, zasypiające miasto. Skierowała wzrok w niebo.
- Kocham cię – wyszeptała zanim położyła się do łóżka i zasnęła.
W tym czasie na drugiej półkuli po bezsennej nocy Maciej Zarzycki szykował się kolejnego dnia pracy. Długo nie mógł zasnąć, a kiedy mu się to w końcu udało sen był urywany i nerwowy. Mężczyzna czuł się dziwnie poddenerwowany i niespokojny. Wiele lat temu miał podobne uczucie. To było wtedy, kiedy wracał z Monachium, a Magda znalazła się w szpitalu. Teraz uczucie niepokoju było dokładnie takie samo. Odegnał jednak od siebie natrętne myśli tłumacząc sobie, że gdyby coś się działo to dzieci są na tyle duże, że do niego zadzwonią. Po przekroczeniu progu tymczasowej kliniki wpadł w wir codziennych czynności. Zdecydował, że w przerwie albo po zakończonym dyżurze nie zważając na wynoszącą osiem godzin różnicę czasu zadzwoni do domu.
O dziewiątej rano do mieszkania na ulicy Marynarskiej zapukała Klara. Obiecała dbać o młodszego brata. Magda miała skupić się tylko na sobie.
- Pamiętaj, że nie pochwalam tego, że nie chcesz nic powiedzieć ojcu – powiedziała cicho kiedy się żegnały.
- Wiem. Mam nadzieję, że to się skończy zanim Maciek wróci.
Po tych słowach Magda Zarzycka uściskała Michała, najmłodszego syna, i zeszła do czekającej pod blokiem taksówki. Ze łzami w oczach odjechała w kierunku szpitala.
Po dopełnieniu formalności została pokierowana na oddział. Beata Malicka zrobiła wszystko aby znajoma trafiła do dwuosobowej sali.
- Jak wszystko dobrze pójdzie to w piątek zrobimy operację, a potem zaczniemy naświetlania. Bądź dobrej myśli – przysiadła na chwilę na łóżku swojej pacjentki w jej oczach czaiło się niewypowiedziane pytanie
- Nie. Nie powiedziałam mu. – Magda bezbłędnie odczytała to, o co chciała zapytać lekarka
- Jak uważasz – odkąd się znały Malicka wiedziała, że jeśli Magda coś sobie postanowi to nic jej nie odwiedzie od pomysłu.
Wyszła z sali cicho zamykając za sobą drzwi. Magda potoczyła wzrokiem po pokoju. Sąsiednie łóżko było na razie puste. Odrapane, kiedyś niebieskie ściany nie robiły dobrego wrażenia. Usiadła na swoim łóżku, na nocnym stoliku leżał pilot do powieszonego na ścianie telewizora. Nie miała ochoty ani na oglądanie telewizji, ani na słuchanie radia. Do szuflady szafki schowała książkę i przybory kosmetyczne. Do umieszczonego przy wezgłowiu gniazdka wetknęła wtyczkę od ładowarki do telefonu. Położyła się bokiem na białej, pachnącej odkażającymi środkami, szorstkiej, pościeli i pozwoliła łzom swobodnie płynąć. Musiała tak leżeć kilka godzin bo kiedy otworzyła oczy i spojrzała w okno na zewnątrz było już ciemno. Pielęgniarka przyprowadziła stojak i zawiesiła na nim worek z kroplówką. Magda cieszyła się, że musi leżeć. To miejsce napawało ją przerażeniem. Doceniła to, że Beata użyła swoich możliwości umieszczając ją w kameralnej sali z łazienką. To ograniczyło konieczność opuszczenia pokoju do minimum. Leżąc na wznak Magda obserwowała jak krople wolno spływają do jej żył. Zamknęła oczy, poddała się. Nie widziała i nie słyszała, że jej telefon raz po raz wibruje.
Wykorzystując przerwę w pracy Maciek raz po raz próbował dodzwonić się do żony. U niego była trzynasta, w Polsce dwudziesta pierwsza. Magda nie powinna jeszcze spać. Chyba, że gdzieś wyszła albo była zajęta i nie słyszała lub nie mogła odebrać. Uczucie niepokoju towarzyszące mu od rana przybrało na sile. Wrócił do zajęć z postanowieniem, że jeszcze podejmie próbę skontaktowania się z żoną. Być może gdyby zadzwonił do Klary to ta by pękła i powiedziała mu o sytuacji w domu. Być może. Maciek nie mógł się tego dowiedzieć bo za wszelką ceną myślał tylko o tym, żeby usłyszeć głos Magdy. Pewnie ani on, ani ona nie zapewnialiby siebie, że czekają na jego powrót, że liczą dni, że tęsknią. Biorąc pod uwagę emocje z jakimi się rozstawali to nie miałoby miejsca. Jemu wystarczyłoby tylko to, że słyszy jej głos. Czuł się winny, wyrzuty sumienia coraz bardziej dochodziły do głosu. Doktor westchnął i ponownie wybrał numer Magdy. Jeden sygnał, drugi, trzeci. Nikt się nie zgłaszał. Przez myśl mu nawet nie przeszło, że jego żona, którą wciąż kochał nad życie właśnie zaczyna walkę o swoje i ich przyszłe wspólne życie.