Rozdział 5.
Maciek poszedł odświeżyć się po podróży. Zanim się położył rozejrzał się po pokoju. Na nocnej szafce przy łóżku, od strony Magdy leżała książka z włożoną zakładką i tubka kremu do rąk, na komodzie ustawione były flakoniki perfum, w kryształowej popielnicy, kolczyki i bransoletki. Na oparciu fotela wisiał przewieszony koc, którym Magda lubiła przykrywać się kiedy wieczorem czytała. Wszystko wyglądało tak, jakby zaraz miała wrócić. Kacper z Michałem włączyli na konsoli wyścigi samochodowe, Klara przeglądała notatki ze studiów. Każdy był pogrążony we własnych myślach.
Maciek wyszedł na taras i usiadł na huśtawce. Potarł dłonią zmęczone oczy. Klara przyniosła filiżankę z herbatą i usiadła obok.
- Nie rozstaliśmy się z Magdą tak, jak powinniśmy – zaczął Maciek – nie mówiliśmy wam. Pewnie nawet niczego się nie domyśliliście – kontynuował kiedy zobaczył pytające oczy córki
- Nie. Magda nic nie mówiła. To dlatego wyjechałeś?
- Dlatego, że wyjechałem – sprostował – Magda próbowała odciągnąć mnie od tego pomysłu.
- A ty jej nie słuchałeś?
- Pierwszy raz nie chciałem dopuścić do siebie jej argumentów. Byłem jak w transie.
- Tylko o wyjazd chodziło? – zapytała Klara zatrzymując wzrok na starszym z braci, który usiadł na tarasowym krześle
- Nie tylko o wyjazd – Maciek odchylił głowę do tyłu patrząc w rozgwieżdżone niebo
- Poznałeś kogoś? Inną kobietę? – nie wytrzymał Kacper. Wzrok ojca dał mu odpowiedź, Klara zakryła usta ręką.
- Zdradziłeś Magdę? – zapytała z niedowierzaniem. Nie mogła uwierzyć, że jej ojciec kiedyś do nieprzytomności zakochany w Magdzie mógłby ją skrzywdzić. Kto to jest?
- Ortodontka z naszej kliniki. Nie zdradziłem Magdy. Przynajmniej nie w takim sensie jak myślisz. Spotkaliśmy się dwa czy trzy razy na mieście.
- I Magda się dowiedziała?
- Natknęła się na nas. Najgorsze jest to, że nie krzyczała, nie straszyła. Po prostu spokojnym, ale bardzo zawiedzionym głosem powiedziała co zobaczyła – Maciek upił whisky ze szklanki podanej mu przez syna – to było najgorsze. Ten zawód w jej oczach. I ten spokojny głos.
- Kurwa tato! – nie wytrzymał Kacper – jak mogłeś? Młody wiedział co się dzieje?
- Chyba nie wiedział. Nie wiem, mam nadzieję, że nie. Po prostu stało się. Nic mnie nie tłumaczy.
- To dlaczego wyjechałeś?
- Pomyślałem, że tak będzie lepiej. Myślałem, że te kilka miesięcy pozwoli nam się zdystansować. A Magda była innego zdania. Chciała żebym został, żebyśmy gdzieś razem wyjechali, odcięli się od wszystkiego.
- Miała dobry pomysł – Klara trzymała stronę macochy
- Teraz i ja to wiem. Wtedy uniosłem się honorem, myślałem, że Magda wyolbrzymia. A ona chciała tylko ratować nasz związek – Maciek upił kolejny łyk – w ferworze przygotowań nie zauważyłem, że z dnia na dzień gasła. Pozornie było w porządku, ale to nie była już dawna Magda. Być może już wtedy wiedziała o swojej chorobie.
- To dlatego miała takie czerwone oczy. Pewnie dużo płakała – powiedziała Klara w zadumie
- Płakała? – Maciek nie chciał uwierzyć w to, co słyszy
- Musiała dużo płakać odkąd wyjechałeś. Bardzo schudła. Nie chciała powiedzieć co się dzieje – Klara postanowiła nie oszczędzać ojca – tato, nie wiem jak to zrobisz, ale postaraj się aby jeśli wyzdrowieje, to żeby Magda ci wybaczyła. Ona cię bardzo kocha. Nawet powiedziałam jej, że wam zazdroszczę tego uczucia.
- Odpowiedziała coś? – spojrzał na córkę z nadzieją
- Nic nie powiedziała. Zmieniła temat – to mówiąc Klara weszła do mieszkania
Kacper podniósł się z krzesła i poszedł za siostrą. Postanowili zostać na noc z ojcem. Klara pościeliła im w gabinecie i swoim dawnym pokoju. Zostawili Maćka samego na tarasie, wiedzieli, że ojciec musi sobie przemyśleć kilka spraw. Do tego potrzebował czasu. Nie spodziewali się, że mógł skrzywdzić Magdę. Kiedy wychodzili zamyślony Maciek dolewał do szklanki whisky. Wracały do niego ostatnie chwile z Magdą. Poczuł pod powiekami łzy. Przypomniał sobie jak kilka dni przed jego wylotem leżeli w łóżku i Magda przytuliła się do niego. Wyglądało na to, że chciała coś powiedzieć. Pamiętał, że odwrócił się wtedy i poszedł spać. Magda miała prawo poczuć się odrzucona. Na pewno było jej przykro. Nie wiedział już czy to pamięć go zawodzi, czy tak było w rzeczywistości, ale słyszał jej cichy szloch. A potem było tylko gorzej. Kolejnego dnia wyszedł rano do pracy. W ciągu dnia spotkał się z Alicją w jednej z restauracji. Dobrze im się rozmawiało, nie czuł upływającego czasu, nie zobaczył przechodzącej ulicą Magdy. Wrócił do domu przed północą. Kiedy wszedł do mieszkania zobaczył żonę siedzącą w kuchni i pijącą wino. Butelka była prawie pusta, musiała tak siedzieć od dłuższego czasu. Cieszył się, że Michał był na wycieczce szkolnej i nie widział matki w takim stanie. Podszedł do żony i chciał ją pocałować na przywitanie. Odsunęła się gwałtownie.
- Dobrze się bawiłeś skoro wracasz o tej porze – jej głos brzmiał dziwnie trzeźwo jak na ilość wina, którą wypiła
- Nie wiem o czym mówisz
- A to dziwne. Wydawało mi się, że spędzasz miło czas w towarzystwie pani ortodonty. Nie widziałeś nic, co się dzieje dokoła. Miałeś pecha, ja was widziałam – upiła łyk wina z kieliszka
Maciek zaniemówił. Nie miał nic na swoją obronę. Polubił nowoprzyjętą lekarkę, najwyraźniej z wzajemnością. Tamtego dnia, po pracy, wyszli na obiad i, niestety, trochę im się zeszło.
- Magda – zaczął – to nie tak, jak myślisz.
- Skąd możesz wiedzieć co ja myślę? Właściwie to wolałabym nic nie myśleć. – głos Magdy się załamał – nie chcę sobie wyobrażać jak spędzałeś popołudnie i wieczór – ukryła twarz w dłoniach. Maciek próbował ją objąć, ale odsunęła się gwałtownie – a wiesz co jest najgorsze w tym wszystkim?
- Co takiego?
- Najgorsze jest to, że nie umiem cię nienawidzić, nawet nie umiem się na ciebie wkurzyć tak, jakbym chciała. Maciek, ja cię strasznie kocham i nadal jesteś mężczyzną mojego życia. Ale mam też swoją godność. Jeśli chcesz odejść bo twoje uczucia się zmieniły, odejdź. Nie będę cię błagać abyś został – Magda już nie starała się powstrzymywać łez i drżenia głosu
Maciek stał jak skamieniały. Odebrało mu mowę. Przez myśl mu nie przeszło aby odejść od Magdy. Kochał ją bardzo. Dlatego jej zraniony wzrok i spokojny, cichy głos tak go bolał. Wiedział, że to on jest winny.
- Magda. Jutro porozmawiamy, dobrze? Jak poczujesz się lepiej.
- Kochanie, ja się czuję wspaniale – zaśmiała się gorzko – powiem ci ostatnią rzecz. Uważam, że jeśli ci na mnie, na nas zależy, nie powinieneś lecieć do Gwatemali. Myślę, że powinniśmy, zamiast tego, wyjechać gdzieś razem. Odpocząć, odszukać się na nowo bo chyba gdzieś się pogubiliśmy. Takie jest moje zdanie.
Po tych słowach Magda wylała resztę wina do zlewu, kieliszek umyła i wstawiła do szafki. Potem skierowała się do gabinetu. Kiedy Maciek poszedł za nią i zajrzał przez uchylone drzwi zobaczył, że Magda leży na rozłożonej sofie, przykryta przyniesioną z sypialni kołdrą. Jej plecy drżały, płakała. Poczuł się strasznie, ale nie zrobił nic aby uspokoić Magdę. Przez kolejne dni szykował się do wyjazdu, z żoną wymieniali tylko uwagi na temat zakupów, sprawdzianów Michała i innych przyziemnych spraw.
Kiedy Maciek siedział w samolocie do Londynu, skąd z kolei miał odlecieć do Stanów Zjednoczonych aby stamtąd udać się do Gwatemali dostał esemesa.
Magda: Kocham cię. Bardzo. Uważaj na siebie.
Maciek: Ja ciebie też bardzo kocham. Będę na siebie uważać.
Przez ostatnie cztery miesiące wymieniali głównie esemesy. Rzadko rozmawiali przez telefon. Rozmowy między Europą, a Ameryką Południową nie były tanie, a tam gdzie Maciek przebywał jakość internetowego łącza zostawiało dużo do życzenia. Miał kontakt z dziećmi. Wiedział co się u nich dzieje. Żadne z nich jednak nie pisało o Magdzie, on o nią nie pytał. Nie chciał wzbudzać podejrzeń, że coś jest nie tak między nimi.
Na zewnątrz zrobiło się chłodno i wszedł do mieszkania. Ciężko usiadł na narożniku w salonie. W butelce po whisky widział dno. Dolał sobie resztę trunku do szklanki. Jego wzrok padł na sprzęt grający. Przypomniał sobie, jak nieraz z Magdą tańczyli wieczorami. Sięgnął po pilota i ściszając dźwięk, aby nie obudzić dzieci, włączył wieżę. Ze zdumieniem zauważył, że na liście było tylko kilka zapętlonych utworów. Pierwszy z nich to Quiero vivir przy którym lubili spędzać wieczory i tańczyć mocno przytuleni, ich weselny, pierwszy taniec Where do I sign, przewinął na kolejną piosenkę (…)to you I’m just a man, to me you’re all I am, where the hell am I supposed to go? I poisoned myself again, something in the orange tells me you’re never coming home.”. To była jedna z ulubionych piosenek Magdy - „Something in the orange” Zacha Bryana. Przy gitarowych mocnych dźwiękach lubiła biegać albo uderzać w bokserski worek. Jeśli wyjdzie ze szpitala na pewno będzie osłabiona. Przez długi czas nie wróci do dawnych aktywności. „Niebo było różowe. A więc tak wygląda nasz koniec. Niebo jakby malował je Monet, czyli tak wygląda nasz koniec….” – spokojny głos polskiej wokalistki, Kaśki Sochackiej spowodował, że oczy Maćka się zaszkliły. Był tam też Lenny Kravitz z utworem „I belong to you” i kolejna bachata Mi rival. Też miała szczególne znaczenie. Doktor Zarzycki ukrył twarz w dłoniach.
- Mama słuchała właściwie tylko tych piosenek odkąd wyjechałeś – usłyszał cichy głos Michała. Najmłodszy syn podszedł i usiadł obok ojca - kiedy myślała, że śpię kładła się tutaj i płakała.
- Płakała? Często?
- Ostatnio tak. Myślała, że śpię i nie słyszę, ale ja wiedziałem, że tutaj płacze.
- Dlaczego nie zadzwoniłeś do mnie?
- Tato, a co byś zrobił? Wróciłbyś? – w głosie syna usłyszał wyrzut
- Nie wiem, co bym zrobił. Na pewno bym wrócił. Nic nie jest ważniejsze od was – Maciek potarł dłonią twarz. Wiedział, że podjęte przez niego decyzje miały wpływ na wszystkich. Przytulił syna.
- Misiek, idź się położyć. Jutro pojedziemy do mamy.
- Dobrze – Michał wstał i ruszył w kierunku swojego pokoju – czy mama wyzdrowieje?
- Zrobię wszystko aby tak się stało. Jutro porozmawiam z lekarzem. Jeśli będzie trzeba przeniesiemy mamę do innego szpitala.
- Dobrze, że wróciłeś tato – powiedział Michał wychodząc.
Zarzycki popatrzył za odchodzącym chłopakiem. Michał sporo urósł, nabrał też masy. Bardzo przypominał Kacpra kiedy był w jego wieku. Robił się też coraz bardziej podobny do starszego brata i jego samego. Zarzycki westchnął ciężko. Podniósł się z kanapy i poszedł do sypialni. Nagle poczuł się bardzo staro. Zapalił lampkę po swojej stronie łózka i odruchowo otworzył szufladę. Były tam tylko cztery białe koperty. Pierwsza, leżąca na wierzchu była zaadresowana do niego.
- Pożegnanie – przemknęło mu przez myśl i chwilę zastanawiał się czy już powinien ją otworzyć. Ciekawość zwyciężyła, szybkim ruchem rozerwał biały papier i rozłożył równo złożoną kartkę.
Maćku,
Jeśli to czytasz to znaczy, że musiałeś przerwać pobyt w Gwatemali i wróciłeś do domu. Przepraszam, że nastąpiło to z mojej winy. Wiem, ile ten wyjazd znaczył dla ciebie. Jak się na niego cieszyłeś i do niego szykowałeś.
Kochanie, pamiętaj, że byłeś, jesteś i będziesz miłością mojego życia. Nigdy nie marzyłam, że spotkam takiego wspaniałego człowieka jak Ty. Dziękuję Ci za każdą wspólną chwilę, każde Twoje słowo, każdy nasz taniec. Od naszego pierwszego spotkania w bistro na Jaworowej nie wyobrażałam sobie życia bez Ciebie. Z każdym dniem było lepiej, czulej.
O chorobie dowiedziałam się niedługo przed Twoim wyjazdem. Chciałam Ci powiedzieć, ale splot różnych wydarzeń spowodował, że zatrzymałam tą informację dla siebie. Myślę, że gdybyś się dowiedział to nigdzie byś nie polecał. A ta misja to było Twoje marzenie, a marzenia trzeba spełniać. Poza tym wtedy sytuacja nie wyglądała tak groźnie. Beata jest bardzo dobrym lekarzem. Co za ironia losu, prawda? Mam nadzieję, że z jej pomocą pokonam chorobę i wrócę do Was. Gdyby tak się nie stało to pamiętaj, nigdy nie zapomnij o tym jak ważny dla mnie byłeś, jesteś i zawsze będziesz.
Kocham Cię. Magda.
Doktor przeczytał list kilka razy. Zanim schował go do koperty znał go na pamięć. Te kilka zdań skreślonych równym, pismem Magdy spowodowało, że mimo wypitej dużej ilości whisky w jednej chwili wytrzeźwiał. Musiał coś zrobić, musiał działać. Magda musiała wyzdrowieć.