Rozdział 7
Maciek czując wyrzuty sumienia próbował wyręczać żonę nawet w najprostszych czynnościach czym nieraz doprowadzał ją do furii. Napięcie między Zarzyckimi było wyczuwalne. Nie było między nimi takiego luzu i swobody jak wcześniej. Kiedy zaczynali rozmawiać słowa, które naprawdę powinny paść, a które niewątpliwie oczyściłyby atmosferę grzęzły im ,w gardłach. Atmosfera między małżonkami była poprawna, ciepła, ale bez wcześniejszego żaru.
Magda siedziała przed lustrem w sypialni i czesała sięgające ramion włosy. Była dojrzałą kobietą, ale wciąż czuła się młodo. Jej, w zasadzie pozbawiona zmarszczek, twarz też przeczyła metryce.
Było cicho, powoli zapadał wieczór, zza okna dochodziło stukanie deszczu o parapet, a z kuchni odgłosy świadczące o tym, że Maciek szykuje kolację. Magda westchnęła. Brakowało jej wcześniejszej czułości ze strony męża. Owszem, dawał jej wsparcie, dbał o dobre samopoczucie, ale Magda jego zachowanie odbierała jako wymuszone, wynikające z konieczności, a nie z potrzeby jego serca. Było jej przykro bo nadal bardzo go kochała, wiedziała, że on ją też kocha, ale nieraz zastanawiała się czy uda im się odbudować to, co zostało zburzone.
Maciek stanął w progu pokoju i przyglądał się żonie. Była delikatna i krucha, może nie odzyskała jeszcze dawnej energii, ale to wciąż była jego Magda. Zarzycki czuł wyrzuty sumienia z powodu swojego wyjazdu, czuł się winny bo nie było go wtedy, kiedy Magda najbardziej go potrzebowała. Wszedł w głąb pokoju i stanął za plecami żony. Położył ręce na jej ramionach, a ona przykryła je swoimi. Jej usta się uśmiechnęły, ale oczy pozostały poważne. Ich spojrzenia złapały się w odbiciu lustra. Maciek przysunął sobie podnóżek fotela i usiadł za plecami Magdy.
- W końcu do mnie przyszedłeś – wydało mu się, że twarz kobiety rozpromieniła się lekko – dlaczego miałam wrażenie, że mnie unikasz?
- Nie unikam cię. Nigdy tak nie było. Dlaczego tak myślałaś? – przysunął się trochę bliżej
- Odkąd wróciłam do domu na nic mi nie pozwalasz. Jestem ci wdzięczna za twoją troskę, cierpliwość i pomoc, ale jestem tym zmęczona. Potrzebuję żyć normalnie. Chcę żyć normalnie – głos Magdy zadrżał – pozwól mi na to. Przepraszam. Czuję się po prostu samotna. Całymi dniami siedzę sama w domu. Nieważne – machnęła ręką jakby odganiała się od natrętnej muchy i popatrzyła na męża – wiem, że więcej pracujesz bo ja na razie nie mogę wrócić na uczelnię. Jesteś na pewno zmęczony, a ja marudzę. Przepraszam.
- Magda, skarbie – przysunął się do kobiety i objął swoimi silnymi ramionami. Poczuł jak wzruszenie ściska go za gardło – kiedy Beata zadzwoniła, że jesteś na jej oddziale i leżysz nieprzytomna jedyne o czym mogłem myśleć to żeby zdążyć wrócić. Nie byłem w stanie sobie wyobrazić, że mógłbym przylecieć za późno – mówił opierając brodę na głowie Magdy i gładząc jej plecy swoją dużą, ciepłą dłonią – ty i dzieci jesteście najcenniejszym, co mam.
Maciek przysunął się jeszcze bliżej, objął Magdę w szczupłej talii, głowę położył na jej ramieniu. Patrząc w lustro, pomyślał, że nadal ładnie razem wyglądają. Oczy kobiety błyszczały, uśmiechnęła się lekko, zachęcająco. Dawała mu znak żeby wyrzucił z siebie wszystko to, co dusi go od środka.
- Mam straszne wyrzuty sumienia – zaczął cicho, Magda milczała, ale patrzyła wprost w jego lustrzane odbicie – gdyby coś ci się stało, gdybym nie zdążył…. Nigdy bym sobie nie wybaczył.
- Ale zdążyłeś. Wróciłeś.
- Tak. Choć wolałbym żebyś po prostu zadzwoniła i powiedziała, że mam wracać. Z jakiegokolwiek powodu. Wróciłbym od razu.
- Ten wyjazd to było twoje marzenie, mówiłeś o tym od dawna. Nie miałam prawa cię o to prosić. Mogłam tylko wierzyć, mieć nadzieję, że jak wrócisz to wszystko się samo jakoś wyprostuje i poukłada – uśmiechnęła się smutno
- Czasem zastanawiam się czy gdybym nie pojechał to czy to wszystko by się wydarzyło. A może to było nam potrzebne? Może potrzebowaliśmy takiego tąpnięcia żeby uświadomić sobie jak dużo mamy szczęścia?
Magda odwróciła się przodem do Maćka i wzięła jego twarz w swoje dłonie. Popatrzyła mu uważnie w oczy.
- Tak. Myślę, że mamy szczęście, że siebie znaleźliśmy. Chyba w pewnym momencie przyjęłam jako pewnik, że ty zawsze będziesz, że nic nie jest w stanie nas zniszczyć. A kilka zdarzeń i okazało się, że to wszystko jest tak bardzo kruche. Może nie wystarczająco docenialiśmy to, co mamy.
- Magda, nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo bałem się, że cię stracę. To już nawet nie chodzi o twoją chorobę. Mówię o tym, co się działo, kiedy wcześniej nie potrafiliśmy się dogadać.
- Wiem. Kiedy znalazłam się w szpitalu, poczułam, że nie mam siły, że nie dam rady wytrzymać bez ciebie. Poddałam się, chciałam tylko spać. A potem usłyszałam twój głos. Poczułam, że już nie jestem sama, że dasz mi siłę żeby wrócić. Bo ty jesteś moim powietrzem – uśmiechnęła się.
- Naprawdę? Słyszałaś jak mówiłem do ciebie?
Przytaknęła. Milczeli przez chwilę.
- Przepraszam. Powinnam ci od razu powiedzieć, jak tylko dowiedziałam się, że lekarze coś wykryli. A ja dusiłam to w sobie, czekałam na jakąś bardziej odpowiednią chwilę. Jakby na takie rzeczy była właściwa chwila. Ten wspólny wyjazd, który zaproponowałam zanim wyleciałeś do Gwatemali… - zastanowiła się przez chwilę jak w słowa ubrać to, co czuła, co chciała wtedy przekazać – wydawało mi się, że jak wyjedziemy gdzieś to będzie mi łatwiej powiedzieć o tym, że czeka mnie leczenie. Potem ty wyjechałeś i było już za późno.
- A ja przepraszam, że nie zauważyłem, że coś cię męczy i chcesz coś powiedzieć, ale odrzucałem od siebie takie myśli. Łatwiej było myśleć, że twoje przygnębienie czy gorszy humor wynika z tego, że zbliża się data mojego wylotu.
Magda patrzyła na wciąż przystojną twarz męża teraz pokrytą kilkoma zmarszczkami, broda i włosy też już lekko przyprószyła siwizna. W jego oczach dostrzegła dawny blask i ciepło. Ten postawny mężczyzna mimo upływu lat nadal szalenie jej się podobał i ją pociągał. Zmieszany zapach żelu pod prysznic i perfum przywoływał wspomnienia jeszcze nie tak odległych chwil bliskości. Na to wspomnienie Magda poczuła znajome ciepło rozlewające się w dole brzucha.
- Jeszcze jedną rzecz musimy sobie wyjaśnić.
- Jaką?
- Wtedy, kiedy tak późno wróciłem. Kilka dni przed wyjazdem. Chcę żebyś wiedziała, że między mną, a Alicją nic nie zaszło. Zjedliśmy tylko obiad. No fakt, trochę się przeciągnął. Ale to naprawdę wszystko.
- Wiem. Wtedy też wiedziałam
- Wiedziałaś?
- Było mi po prostu przykro. Dawno nigdzie nie byliśmy razem, a z obcą kobietą przesiedziałeś pół nocy w restauracji. Poczułam się jakbym cię traciła. Zwłaszcza, że nie wiedziałam co będzie, czy leczenie się powiedzie.
- Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie – doktor spuścił głowę
Pierwszy raz, od dawna, rozmawiali o swoich uczuciach tak spokojnie. Dostali od losu drugą szansę, mieli świadomość, że muszą wykorzystać ją jak najlepiej. Magda poczuła jak do oczu napływają jej łzy.
- Coś się stało? Coś powiedziałem? – przestraszył się Maciek
Pokręciła głową.
- Kocham cię – powiedziała bezgłośnie.
Na te słowa jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. Schował Madę w swoich szerokich ramionach.
- Ja ciebie też kocham – powiedział całując ją w czoło.
Oboje poczuli, że atmosfera się oczyściła. Napięcie spadło, a wypowiedziane na głos obawy nie są takie straszne jeśli można je podzielić z kimś bliskim, kto zrozumie i kto je potrafi odegnać. Siedzieli przytuleni czerpiąc nawzajem od siebie siłę i miłość.
- Te cztery miesiące z dala od was były straszne, a telefon ze szpitala… - Maciek zawiesił głos i potarł dłonią twarz – to była najgorsza rozmowa w moim życiu. Nie rób mi, nam, więcej takich numerów i już nie choruj, dobrze? – popatrzył poważnym wzrokiem w jaśniejące oczy Magdy.
Mimo, że dużo szczuplejsza, chociaż wokół oczu pojawiły się delikatne zmarszczki, a czarne włosy skróciła aby wzmocnić je po terapii silnymi lekami, dla niego wciąż była najpiękniejsza Nie wyobrażał sobie, że mogłoby jej zabraknąć.
- A ty – Magda ujęła w dłonie twarz mężczyzny i popatrzyła w jego ciepłe, brązowe, oczy – nigdzie już na tak długo nie wyjeżdżaj, dobrze?
- O, kochanie. Masz to jak w banku. Bez ciebie nigdzie się nie ruszam. Kocham cię – z niewypowiedzianym pytaniem w oczach zbliżył swoje usta do ust Magdy. Złączyli się w pocałunku – jak mi tego brakowało – wymruczał
- Przestań gadać – zbeształa go Magda mocniej wtulając się w tak dobrze jej znane męskie ciało. Mimo upływających lat mięśnie wciąż miał twarde, a szerokie ramiona dawały poczucie bezpieczeństwa i siły.
Maciek wstał i pociągnął Magdę do góry. Stali wtuleni w siebie, usta mężczyzny zaczęły błądzić po twarzy i szyi kobiety. Magda odruchowo włożyła ręce pod koszulkę męża, chciała poczuć siłę i moc jego ciała. Wodziła palcami od ramion do paska jego dresowych spodni. Całkowicie zatraciła się w pieszczocie. Przez głowę ściągnęła jego t-shirt, przyglądała się wyrzeźbionym mięśniom. Nagle jej wzrok padł na kawałek skóry między obojczykiem, a lewą piersią.
- Co to jest? – zapytała wodząc opuszkami palców po wytatuowanych czarnym tuszem literach – kiedy go zrobiłeś?
Maciek spojrzał w dół i uśmiechnął się. Co jakiś czas wracał do swojego tatuażysty i dodawał coś nowego. Tym razem postanowił wykaligrafować pierwsze litery imion członków swojej rodziny. Dwie litery „K” były nieco większe, na nich naniesiono trzy połączone litery „M”.
- Kilka dni przez wyjazdem. Chciałem mieć was zawsze przy sobie.
- Ładny – Magda delikatnie pocałowała wytatuowane litery, a Maciek poprowadził ją na krawędź łóżka. Oddechy przyspieszyły. Spojrzał pytająco, a kiedy Magda kiwnęła głową położył ją delikatnie na materac. Zaczął obsypywać ciało żony delikatnymi pocałunkami. Magda wiła się pod jego ciepłym oddechem. Kiedy odchylił pasek bielizny i jego usta przywarły do linii bioder kobiety znieruchomiał. Podciągnął się i zawisł nad żoną.
- Co to jest? Co ty zrobiłaś? Kiedy?
- Pewnie powiesz, że na starość zwariowałam, ale zrobiłam to dla ciebie. Kilka dni po twoim wyjeździe – zamknęła oczy trochę zawstydzona
- Nigdy nie powiem, że jesteś stara. To po pierwsze. A po drugie. Bolało? – zapytał zaniepokojony
- Trochę. Ale potrzebowałam tego.
- Magda, kochanie, przecież ty nawet jak przychodzisz do mnie na przegląd to pytasz o znieczulenie. A tu takie coś? – oczy mężczyzny jaśniały dawno niewidzianym blaskiem – popatrzył na odsłonięty kawałek skóry, na której widniały pociągnięte czarnym tuszem, zapętlone dwie litery M – nie wiem co mam powiedzieć. Jestem pod wrażeniem.
- Może pan już przestać gadać doktorze? – Magda przyciągnęła go do siebie
- Wedle życzenia pani Zarzycka, wracam tam, gdzie skończyłem.